If you would like to read this story in English, please click here.
[od tłumacza: Poniższa historia została spisana na początku 2013 roku. Jest to historia dawnego mieszkańca Czernej o nazwisku Siegfried Wein, który urodził się w 1936 roku w Czernej. Miejscowość wtedy nazywała się Klein-Tschirn, następnie nazwę zmieniono na Alt Eichen. Autor wyraził zgodę na publikację tego opowiadania. Opowieść z języka niemieckiego przetłumaczył syn autora na język angielski, ja dokonałem następnie przekładu na język polski. Z jakim skutkiem? Zapraszam do lektury!]
Moi rodzice Margaret i Erich Wein kupili dom tuż przed moimi narodzinami. W tym czasie wioska nadal nazywała się Klein-Tschirn. Naziści zmienili nazwę wioski tuż przed tym jak urodziłem się w Alt Eichen [od tłumacza: swobodne tłumaczenie nowej nazwy to "stare dęby", a data urodzenia autora opowieści 1936]. Klein-Tschirne brzmiało za bardzo słowiańsko, chcieli nazwy bardziej niemiecko brzmiącej. Dom był typowym domem gospodarczym, dawni właściciele byli rolnikami. Z tyłu domu, w stodołach i stajniach było dużo małych zwierząt takich jak kozy, kaczki i króliki. Do posiadłości należał mały pas ziemi, który moi rodzice oddawali w dzierżawę sąsiadom, rolnikom Laube [od tłumacza: nazwisko]. Drugi kawałek ziemi, który był po drugiej stronie rzeki Odry był używany do siana. Moi rodzice posiadali później również kozy, czasami kaczki i w pewnym okresie owcę. Z koziego mleka moja mama przygotowywała codziennie masło. Ziemia za stajniami była ogrodem warzywnym, który kończył się zamkniętą łąką. Co było głównie wykorzystywane [od tłumacza: ta łąka] jako pastwisko dla kóz. Moi rodzice poza tym, nie mieli dobrych terenów uprawnych. Moja mama pomagała w letnich miesiącach innym rolnikom w zbiorach zbóż lub szparagów.
Mój ojciec był mechanikiem i w związku z tym w wojsku, jako żołnierz posiadał stopień sierżanta broni [od tłumacza: nie znam polskich odpowiedników niemiecki stopni]. Wkrótce został zwolniony z wojska z powodu choroby i pracował, jako kwatermistrz w Głogowie, usłudze która prawdopodobnie należała do Wehrmachtu. Moi rodzice nie byli członkami partii Nazistowskiej, mój ojciec był zdeklarowanym oponentem Hitlera. Jego ojciec, inżynier w Głogowie był aktywnym członkiem SDP [od tłumacza: „Socjaldemokratyczna Partia Niemiec” zdelegalizowana w 1933 przez nazistów]. Moja siostra uczęszczała do szkoły w Głogowie o nazwie „Handelsschule” [od tłumacza: szkoła handlu?], która oprócz standardowej edukacji uczyła dziewcząt księgowości. Moi rodzice byli długoletnimi przyjaciółmi z wioskowym nauczycielem o nazwisku Bluemel. Rodzina tego nauczyciela była jednak niedługo przeniesiona w inne miejsce. Kupując dom moi rodzice byli wspierani finansowo przez rodziców mojej matki, którzy mieszkali w Głogowie. Mój dziadek był maszynistą na kolei, podobnie jak ojciec mojego ojca. Ale zachorował i nie mógł dalej pracować. W Głogowie dziadkowie mieszkali na ulicy o nazwie Rüster Strasse. Ulica ta nie istnieje obecnie, została zniszczona podczas wojny. Moi dziadkowie byli często w Alt-Eichen, szczególnie w letnich miesiącach. Pamiętam, że zawsze dużo gości przebywało z nami. Byli krewni, którzy mieszkali w Kolonii, ale ze względu na bombardowania na tyłach wschodnich Niemczech lubili w Alt-Eichen przebywać, jak również rodzina mojego wujka, brata mojej matki. Ale byli też inni, którzy byli zapraszani przez moich dziadków, nie zawsze ku uciesze moich rodziców. Pomimo wojny miałem dość szczęśliwe dzieciństwo. Zimą chodziłem razem z innymi wioskowymi dziećmi jeździć na łyżwach na starej Odrze. Zjeżdżaliśmy sankami z niewielkiego pagórka na końcu drogi wiejskiej lub czekaliśmy na drodze na zaprzęg konny, do którego przymocowywaliśmy nasze sanki do zaprzęgów konnych w dół drogi.
W ostatnich latach wojny nasz dom był również zakwaterowaniem dla tzw. “Fremdarbeiter” (robotników przymusowych) [od tłumacza: zagraniczni przymusowi pracownicy]. Dla tych pracowników zostały specjalnie przebudowane stajnie przez nazistów przez firmę Todt, ku rozgoryczeniu mojego ojca [od tłumacza: prawdopodobnie na jego koszt]. Niekiedy do 30 Włochów i Francuzów przebywało tutaj. Oni prawdopodobnie musieli pracować na polach rolników. Było im stosunkowo dobrze, w przeciwieństwie do jeńców wojennych Rosyjskich i Polskich robotników. Rosyjscy jeńcy wojenni byli zakwaterowani w podziemiach zamku w dawnych stajniach. Pamiętam jak rosyjski jeniec wojenny podczas kopania okopów, które miały bronić wioski, został pobity na śmierć w pobliżu pomnika upamiętniającego pierwszą wojnę światową, który już nie istnieje [od tłumacza: nie ustalono dokładnej lokalizacji tego pomnika], za okrywanie się przed zimnem. Polscy pracownicy byli zakwaterowani ze swoimi rodzinami w tzw. “Schnitterkasernen” w pobliżu wejścia do dworu. Te domy nadal istnieją. Dobrze pamiętam oburzenie mojego ojca, gdy domy te były używane przez lokalną straż pożarną, jako obiekty szkoleniowe i te już skromne domy polskich rodzin zostały dodatkowo zalane wodą. Choć we wsi byli głównie naziści, czuliśmy się Niemcami, ale dużo lepszymi od nich [od tłumacza: od nazistów].
W ostatnich dniach wojny wielu rodzinom chłopskim dano zagranicznych pracowników, jako dodatkową siłę [od tłumacza: roboczą]. W sąsiedniej rodzinie o nazwisku Laube był Francuz, imieniem Victor. Utrzymywaliśmy z nim przyjazne stosunki, choć było to zakazane. Oficjalnie pracownikom tym nie można było jeść z rodzinami rolników i musieli wracać do swoich obozów wieczorami. W wiejskiej kuźni, był zatrudniony Polski pracownik. On również był traktowany z szacunkiem. W późniejszej historii wioski, odgrywał ważna rolę. Pod koniec wojny stał się kimś w rodzaju organizatorem wsi, zachęcającym powracających chłopów do pracy i chroniącym wieś przed rabusiami. W trakcie wojennych bombardowań latach 1943-1944 kobieta i córka z rodziny Rhineland straciły swój dom i przyprowadziły się do nas [od tłumacza: zdanie w języku angielskim ma błędy logiczne]. Przybyły z miejscowości Dueren i były również nazywane „Dueren”. Córka, będąca w tym samym wieku, co ja, była moją towarzyszką zabaw w tym czasie. W wyniku bombardowań, miała prawdopodobnie jakiś umysłowy uraz, ale nie miało to dla mnie znaczenia. Prawdopodobnie ona i jej matka oboje zginęli na „Flutch” [od tłumacza: ?], ucieczce w ziemie 1945 roku [od tłumacza: prawdopodobnie zostały oddane pod opiekę księdza, a te je porzucił w trakcie wędrówki i zamarzły]. Szukaliśmy ich bezskutecznie tuż po wojnie.
Pod koniec stycznia 1945 roku zostaliśmy ewakuowani z wioski przez niemieckie władze. Z moją siostrą i ciotką, która przyszła do nas wraz z dwiema córkami z Königsberg, opuściliśmy pieszo Alt-Eichen wraz z innymi i udaliśmy się do miejscowości Finsterwalde [od tłumacza: piesza odległość to ok. 190 km], ponieważ mieliśmy tam krewnych. Moi rodzice postanowili zostać w domu. Ale później przyszli do Finsterwalde, aby przynieść jakieś rzeczy dla nas. Musieli tam zostać również, gdyż podróż powrotna nie była możliwa. Czerwona Armia była szybsza od nich w posuwaniu się na Berlin. Więc byliśmy świadkami zakończenia wojny w Massen/Finsterwalde. Tam mój ojciec został wcielony do Volksstrum [od tłumacza: amatorskie wojsko składające się głównie z dzieci i starszych ludzi, bez mundurów, przeważnie źle wyposażone] powołanego w ostatnich dniach wojny. Od tego czasu słuch po nim zaginął. Pod koniec kwietnia/na początku maja zachęceni przez lokalnego dowódcę rosyjskiego z Finsterwalde my, czyli moja matka, siostra, ciotka i my trójka dzieci, udaliśmy się z powrotem do Alt-Eichen. Ponownie na piechotę. W połowie maja, powróciliśmy do Alt-Eichen. Wioska była, w wyniku energicznych działań polskiego dowódcy oczyszczona ze zniszczeń wojennych i sprawiała pokojowe [od tłumacza: spokojne] wrażenie. Wspólnie [od tłumacza: ponownie?], pola była uprawiane. Nieliczne dzieci otrzymywały wykształcenie. Miało to miejsce w domu. Stary, emerytowany nauczyciel z Głogowa, pan o nazwisku Drechsel uczył nas. To również była inicjatywa polskiego dowódcy.
W lipcu otrzymaliśmy od Rosjan zaskakujący rozkaz opuszczenia wioski. Dostaliśmy 10 minut na spakowanie się. To było w poniedziałek rano, ponieważ kościół jeszcze istniał w niedzielę, pierwsze nabożeństwo się odbyło [od tłumacza: zdanie ma błędy w logiczne w angielskiej wersji]. To była długa droga. Spacer z wózkiem z naszymi nielicznymi rzeczami, naszym celem był Cottbus. Przekroczyliśmy granicę w Forst/Neisse, gdzie nie wiedzieliśmy, że będzie niedługo granica. Ostatecznie dotarliśmy do małego miasteczka Fürstenwalde/Spree, które również zostało zniszczone podczas wojny, w pobliżu Berlina. Długo tęskniliśmy za starym krajem.
Moja matka i siostra umarły lata temu. Ja i moje dorosłe dzieci Robert i Ada mieszkamy w Berlinie i jestem obecnie na emeryturze.
Moja mama zawsze zachęcała nas do bycia przyjaciółmi z tymi, którzy mieszkają obecnie w Cerna i Cerna jest teraz ich domem. [od tłumacza: oryginalna pisownia miejscowości, zapewne fonetyczna]
To była historia Siegfried Wein
(spisano na początku 2013 roku)
Skany pocztówek dołączone przez autora opowieści:
Czytaj więcej...